Miłość sprawia, że człowiek robi wszystko, by uratować bliską sercu osobę - nieważny wiek, nieważne nasze zdolności oraz nie mają znaczenia, że z "wielkim światem" może nie mamy szans, lecz jeśli jest minimalna szansa, nawet 10%, aby uratować drugą osobę, zrobimy wszystko by ta osoba wyzdrowiała.
Tak jest też z 10-letnią Anią Karską, która robi wszystko, by uratować swoją mamę, która ciężko choruje, a jej stan jest tak ciężki, że wymaga stałej opieki w hospicjum. Gdy z powodu braku stałej opieki Ania trafia pod opiekę dziadka, który gdy była niemowlęciem nie chciał znać tak samo jak i jej mamy, wydaje się, że świat dziewczynki zawalił się. Mimo nie najlepszego przyjęcia ze strony dziadka, to jednak stopniowo dziewczynka zyskuje jego sympatię. A pod jej wpływem oraz Neda - stajennego, który przybył na Jabłoniowe Wzgórze, Edward Jabłoniowski zaczyna walczyć o zdrowie swojej córki, dla której poświęca hodowlę swoich ukochanych koni, by zdobyć pieniądze na jej leczenie. Czy walka o córkę będzie wygrana oraz co zmieni w życiu dziadka 10-letnia Ania, jak i w życiu Neda? To już musicie sami sprawdzić...
I tak jak w przypadku innych powieści Katarzyny Michalak, tak i tę polecam i chyba w przypadku innych powieści tej autorki, raczej będzie to tendencja stała:) I z jednej strony można zastanawiać się ile można pisać to samo: Katarzyna Michalak serwuje nam czytelnikom kolejną książkę, od której nie oderwiemy się na moment, a jeśli nawet to tylko po to, aby pozwolić śmiechowi ustać, gdy przeczytamy śmieszną sytuację czy dialog, który został przedstawiony w książce. Albo oderwiemy się od książki po to, aby wytrzeć łzy wzruszenia. Bo tak działają na czytelników książki Katarzyny Michalak. I tak samo jest w przypadku kolejnej książki z serii owocowej pt.: "W imię miłości", książki tak magicznej, która sprawia, że przenosimy się na Jabłoniowe Wzgórze, by razem z bohaterami przeżywać zarówno te radosne chwile jak i te chwile smutku, które ciążą nad owym Wzgórzem. Ale tym razem bardziej wczuwamy się w opowiedzianą historię, bo tę opowiedziało samo życie, które potrafi pisać najpiękniejsze, ale zarówno najsmutniejsze historie, jak w przypadku Małgorzaty i jej córki Ani.
Lecz historia ta działa podwójnie wzruszająco, ponieważ Katarzyna Michalak nie tylko opowiedziała nam pięknie historię Małgorzaty i Ani swoimi słowami, ale opowiedziałam to tak, iż ta historia jeszcze w kilka dni po jej przeczytaniu nie odchodzi od nas i ciągle o niej myślimy i wciąż zastanawiamy się nad jej zakończeniem, które wzrusza oraz daję nadzieję, że jeśli coś lub kogoś tracimy na zawsze, to zyskujemy coś i kogoś, kto nas już nie opuści, nie zrezygnuje z nas i nie pozwoli, abyśmy zostali skrzywdzeni przez innych. Tak było w przypadku Ani, mimo iż w końcu utraciła najbliższą sobie osobę, to jednak zyskała osoby, które ją kochały, może nie tak bardzo jak Małgorzata, ale wiedziała, że na tych, którzy jej zostali, mogła liczyć do końca swoich dni, szczególnie na dziadku i ojcu, którzy nie chcieli jej znać gdy była małą dziewczynką, ale potem była ich oczkiem w głowie. I przychodzi mi do głowy jedna myśl - może trochę okrutna, ale czasem może musimy coś lub kogoś stracić, kogoś kogo kochamy najmocniej, by odzyskać tych, którzy nas nie chcieli, by zmienić ich serca, by zmienić ich postępowanie z tego złego na dobre.
I to właśnie najpiękniejsza refleksja z tej książki, coś musimy stracić, by inne osoby mogły zrozumieć swój błąd, swoje grzechy i przyznać przed innymi, a szczególnie przed sobą, że zrobiło się coś źle, lub całe nasze tymczasowe życie i nasze czyny były złe. Czy mamy na tyle odwagi by zamienić swoje serca z kamienia, na serce, które przepełnione jest miłością i dobrocią? To już musicie sami odpowiedzieć na to pytanie po owej lekturze, lekturze, która sprawi, że na moment będziemy w Jabłoniowym Wzgórzu i nie będziemy chcieli go opuścić.
I jak zawsze i tę książkę Katarzyny Michalak polecam, a dlaczego to już sami zobaczycie czytając ową książkę.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.
I tak jak w przypadku innych powieści Katarzyny Michalak, tak i tę polecam i chyba w przypadku innych powieści tej autorki, raczej będzie to tendencja stała:) I z jednej strony można zastanawiać się ile można pisać to samo: Katarzyna Michalak serwuje nam czytelnikom kolejną książkę, od której nie oderwiemy się na moment, a jeśli nawet to tylko po to, aby pozwolić śmiechowi ustać, gdy przeczytamy śmieszną sytuację czy dialog, który został przedstawiony w książce. Albo oderwiemy się od książki po to, aby wytrzeć łzy wzruszenia. Bo tak działają na czytelników książki Katarzyny Michalak. I tak samo jest w przypadku kolejnej książki z serii owocowej pt.: "W imię miłości", książki tak magicznej, która sprawia, że przenosimy się na Jabłoniowe Wzgórze, by razem z bohaterami przeżywać zarówno te radosne chwile jak i te chwile smutku, które ciążą nad owym Wzgórzem. Ale tym razem bardziej wczuwamy się w opowiedzianą historię, bo tę opowiedziało samo życie, które potrafi pisać najpiękniejsze, ale zarówno najsmutniejsze historie, jak w przypadku Małgorzaty i jej córki Ani.
Lecz historia ta działa podwójnie wzruszająco, ponieważ Katarzyna Michalak nie tylko opowiedziała nam pięknie historię Małgorzaty i Ani swoimi słowami, ale opowiedziałam to tak, iż ta historia jeszcze w kilka dni po jej przeczytaniu nie odchodzi od nas i ciągle o niej myślimy i wciąż zastanawiamy się nad jej zakończeniem, które wzrusza oraz daję nadzieję, że jeśli coś lub kogoś tracimy na zawsze, to zyskujemy coś i kogoś, kto nas już nie opuści, nie zrezygnuje z nas i nie pozwoli, abyśmy zostali skrzywdzeni przez innych. Tak było w przypadku Ani, mimo iż w końcu utraciła najbliższą sobie osobę, to jednak zyskała osoby, które ją kochały, może nie tak bardzo jak Małgorzata, ale wiedziała, że na tych, którzy jej zostali, mogła liczyć do końca swoich dni, szczególnie na dziadku i ojcu, którzy nie chcieli jej znać gdy była małą dziewczynką, ale potem była ich oczkiem w głowie. I przychodzi mi do głowy jedna myśl - może trochę okrutna, ale czasem może musimy coś lub kogoś stracić, kogoś kogo kochamy najmocniej, by odzyskać tych, którzy nas nie chcieli, by zmienić ich serca, by zmienić ich postępowanie z tego złego na dobre.
I to właśnie najpiękniejsza refleksja z tej książki, coś musimy stracić, by inne osoby mogły zrozumieć swój błąd, swoje grzechy i przyznać przed innymi, a szczególnie przed sobą, że zrobiło się coś źle, lub całe nasze tymczasowe życie i nasze czyny były złe. Czy mamy na tyle odwagi by zamienić swoje serca z kamienia, na serce, które przepełnione jest miłością i dobrocią? To już musicie sami odpowiedzieć na to pytanie po owej lekturze, lekturze, która sprawi, że na moment będziemy w Jabłoniowym Wzgórzu i nie będziemy chcieli go opuścić.
I jak zawsze i tę książkę Katarzyny Michalak polecam, a dlaczego to już sami zobaczycie czytając ową książkę.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.
Tytuł: W imię miłości
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Miejsce i rok wydania: Kraków, 2013
Ilość stron: 272
Oprawa: miękka
Wydanie: I
"W imię miłości" to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Michalak, ale na tym nie poprzestanę. Książka bardzo przypadła mi do gustu, więc niecierpliwie czekam na to, aż w moje ręce wpadną kolejne książki tej autorki.
OdpowiedzUsuńTo w takim razie musisz nadrobić zaległości, bo warto czytać książki tej autorki. Może nie wszystkie są dobre, ale mają w sobie to coś,co sprawia, że trudno się od nich oderwać.
UsuńJa nie czytałam jeszcze żadnej książki tej pisarki, ale bardzo mnie do tego ciągnie. Nie wiem jeszcze, od której zacznę. Mam nadzieję, że wszystkie będą tak wzruszające i pełne emocji.
OdpowiedzUsuń