Szczerze pisząc/mówiąc od
pierwszego spotkania z książką/-ami, było w nich coś, co powodowało, że z
chęcią sięgałam po kolejne książki. Ale nie lubiłam strasznie w mojej
szkole podstawowej, gdy panie bibliotekarki odpytywały uczniów z
przeczytanych lektur. Niby dobry sposób na zmuszenie do czytania, ale mi
taka forma się nie podobała, bo kto miał czytać to i tak przeczytał,
ale najgorsze było w tym wszystkim, że panie odpytywały z lektur. Wg
mnie to jeszcze bardziej odstraszało uczniów do korzystania ze zbiorów
biblioteki szkolnej. Uczniowie, albo woleli pójść do biblioteki
miejskiej, albo mieć własną książkę, albo w ogóle nie czytać książek. Ja
szczerze mówiąc też rzadko korzystałam z tej biblioteki, mimo że
lubiłam czytać, to szukałam książek innymi „kanałami”.
A wracając do tematu, to nie mam
jakichś wspomnień z książką, która przyczyniła się do czytania przeze mnie książek.
Bo wydaje mi się, że albo czyta się książki, albo nie, a są i takie
książki, które powodują, że laik zaczyna czytać książki, albo może
przyczynić się do tego nauczyciel lub jakaś osoba miała na to wpływ,
dzięki której wyzwoliła się z takiej osoby iskierka do czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz