Po powieści „Kawiarnia Saratoga” - przedstawiam kolejną powieść Malin Schwerdtfeger pt.: „Delfy”. Do
powieści tej zabierałam się z mieszanymi uczuciami, na które wpłynęła
poprzednia powieść tej pisarki. Ale miałam nadzieję na całkiem inną, nie
„polską” powieść. Chociaż już jest to powieść o niemieckiej rodzinie,
ale po wielu krajach, różnych kontynentach.
Akcja powieści o rodzinie
niemieckiej, która za sprawą ojca archeologa, podróżuje po wielu
krajach, szczególnie ważnym punktem odniesienia są tu tytułowe Delfy,
starożytne miasto, leżące w Grecji. Historię rodziny opowiada jedno z
dzieci (córka) małżeństwa, która jak się okazuje nie żyje (zmarła, gdy
miała ok.10 lat) i jest równocześnie narratorem wszechwiedzącym. Wie
wszystko o swojej rodzinie, co robili, czego pragną, o czym marzą, o ich
problemach, co pragnęli by przed sobą ukryć. W sumie jest to rodzina
nieszczęśliwa: ojciec – wiecznie zajęty wykopaliskami: to w Delfach, to w
Jerozolimie, w Turcji (nie zdążył nawet na pogrzeb swojej córki); matka
– tak naprawdę sama nie wie jak ma funkcjonować w małżeństwie, rozdarta
między pracą swojego męża, a swoimi uczuciami. Czuje się przytłoczona
obowiązkami rodzinnymi – nigdzie nie potrafi zagrzać miejsca, w każdym
domu, do którego się przeprowadzała – nie czuła się w swoim prawdziwym
domu, nie wiedziała jak miała go urządzić (pudełka z ubraniami były
nierozpakowane, nie było w domu nawet mebli). Jej najstarsza córka czuła
się dojrzalsza od własnej matki i przejmowała niektóre obowiązki za
nią, jak np. opieka nad młodszymi siostrami. Jej najstarsze dziecko syn –
Robbie, był najbardziej wyczulony na każde przeprowadzki, które zawsze
go przerażały, bał się nowych miejsc i bał się wysiadać z samochodu do
nowego domu, bo chciał wracać do poprzedniego. Najmłodsza córka była
pupilką swojej starszej siostry, która zawsze się o nią troszczyła i
którą chciała uchronić przed matką. Natomiast narratorka powieści?
Dopóki żyła, była niewidzialna dla swojej rodziny, zawsze o niej
zapominali, nigdy nie była brana pod uwagę przy jakichś poważnych
decyzjach. Dopiero jej śmierć dała tej rodzinie przemyślenia nad sobą.
Czy ta śmierć coś zmieniła? To już musicie sobie sami poczytać.
A moja refleksja nad książką? Temat
dość ciekawy, dość różniący się od poprzedniej, którą czytałam i
przedstawiłam wcześniej na tym blogu. Ale i tu autorka przedstawia
relacje (te najtrudniejsze) między rodziną – tym razem niemiecką – jakie
panują w jej wnętrzu. Nie są to łatwe relacje – ojciec – pracoholik,
wiecznie zajęty swoją pracą, matka – której brakowało męża, ale z
drugiej strony nie potrafiła odnaleźć się w małżeństwie, poszukuje
odpowiedzi nad sensem życia, szczególnie swoim. Nie potrafiła się zająć
swoimi dziećmi. Natomiast dzieci? Dzieci zajmowały się sobą, lubiące
pracę ojca, wsłuchujące się w opowieści ojca o starożytnych miastach,
historii starożytnej. To były rzadkie okazje, by móc pobyć z ojcem,
który nawet w relacjach z dziećmi żył pracą. Rodzeństwo różniło się
zdecydowanie od siebie, ale w jakiś sposób żyło ze sobą, by przetrwać
jakoś dzieciństwo.
Chociaż książkę czytało się trochę
żmudnie i czasami nudno, warto ją poczytać, właśnie na te relacje w
rodzinie, które zostały bardzo trafnie opisane, bardzo szczegółowo oraz
również ze względu na opisy miast starożytnych, przyrody, natury, życia
różnych państw i miast, szczególnie Izraela, Grecji i Niemiec. Trzy
państwa i trzy różne historie jednej rodziny. Warto przeczytać, bo
książka mimo żmudnego czytania wzrusza, zmusza nad refleksją nad swoim
dzieciństwem, swoim życiem,czego tak naprawdę oczekujemy od życia, od
innych, jak powinniśmy mieć obowiązki względem siebie i innych!
Polecam jak najbardziej!!!
Autor: Malin Schwerdtfeger
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy;
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2006
Wydanie I;
Ilość stron: 272;
Oprawa miękka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz